Szarańcza (Locusta), nawiedzająca często kraje Azji i Afryki, a także wyruszająca na długie wędrówki aż do granic Europy, stanowiła niegdyś jednego z najniebezpieczniejszych szkodników upraw. Jej wyglądowi, zwyczajom i nieszczęściom, jakie powodowała, nowożytni autorzy poświęcali w swoich traktatach bardzo dużo uwagi.
Roje szarańczy, pustoszące wszystkie uprawy na swojej drodze, stanowiły dla mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej widok przerażający. Choć od dziesięcioleci przedstawiciele rodzaju Locusta nie pojawiają się już w Polsce, ich naloty opisywano regularnie już od średniowiecza. Nowożytni uczeni wyróżniali liczne odmiany owadów zaliczanych dziś do rodzaju Locusta, charakteryzujące się różną budową skrzydeł, wielkością czy kolorem. Przede wszystkim jednak notowali, jak wielkie zniszczenia i straty niosło ze sobą pojawienie się chmary szarańczy w różnych miejscach i czasach (tłumaczenie A.K.):
Istnieją o niej [szarańczy – A.K.] liczne świadectwa historyczne, spośród których są i szczególnie pamiętne. Jak podaje Julius Obsequens, Roku Pańskiego 591 sprowadziła ona na brzegi zniszczonej i zmorzonej Italii taką plagę z Afryki, że śmierć w jej wyniku poniosło 800 000 ludzi. Gdy w roku 874 pustoszyła Galię, miała sześć kończyn i uzbrojona była w dwa rzędy niezwykle twardych zębów. Wodzowie wysłani dzień wcześniej mierzyli na nią zamki warowne. Przemieszczała się za dnia, pokonując za każdym razem cztery lub pięć tysięcy kroków. Pochłonięta w Brytanii przez morze, a wkrótce odepchnięta od brzegu, wywołała ogromną zarazę. W roku 1542 nie miała z początku skrzydeł, z czasem jednak wyrosły jej podwójne, a wkrótce – poczwórne. W roku 1543, w Lukanii tak często nawiedzała pola, że nazbierawszy się, przekraczała w wysokości jeden łokieć (J. Jonston, Historiae naturalis de insectis libri III, de serpentibus, draconibus libri II…, Francofurti ad Moenum 1653, s. 61).
Powyższy cytat, pochodzący z dzieła Historiae naturalis de insectis libri III Jana Jonstona (1603–1675), polskiego przyrodoznawcy szkockiego pochodzenia, stanowi dobitny dowód traumy, jaka towarzyszyła spustoszeniom wywołanym przez plagi szarańczy. Lęk przed tym owadem towarzyszył kulturze europejskiej już od czasów biblijnych, ale – jak dowodzą przytoczone przez autora przykłady z szesnastego stulecia – nie zmniejszył się on wcale w epoce nowożytnej.
Historie zacytowane przez Jonstona za wcześniejszymi uczonymi i kronikarzami posłużyć mogą jednocześnie za ilustrację sposobu, w jaki spisywano w wieku XVII historie naturalne poszczególnych gatunków. Nowożytne traktaty przyrodoznawcze nie ograniczały się bowiem wyłącznie do systematyzacji i charakteryzacji poszczególnych wyróżnianych przez badaczy zwierząt. Przeciwnie – ich celem było przeważnie zakreślenie znanych dziejów danego stworzenia, a cennego materiału źródłowego dostarczały uczonym przede wszystkim dzieła antyczne i – w mniejszym stopniu – późniejsze wzmianki w kompendiach pochodzących z innych epok. Studia nad traktatem Jonstona pozwalają zatem nie tylko wniknąć w siedemnastowieczne postrzeganie świata zwierzęcego, lecz także prześledzić historię związków danego gatunku z człowiekiem. To właśnie dzięki kronikarskim ambicjom nowożytne dzieła przyrodoznawcze pełnią kilka funkcji jednocześnie: zarówno systematyzują i klasyfikują wiedzę na temat znanej autorom fauny, jak i odmalowują panoramę jej kontaktów z ludźmi. Kontaktów, dodajmy, niejednokrotnie burzliwych, jak dowodzą przywołane w Historiae naturalis de insectis libri opowieści o strachu i cierpieniu, jakie towarzyszyły nadejściu szarańczy.
Jonston nie był jednak jedynym polskim autorem, który rozpisywał się szeroko o nieszczęściach sprowadzanych przez te owady. Polski jezuita i przyrodoznawca Gabriel Rzączyński (1664–1737), piszący kilkadziesiąt lat później, w następujący sposób charakteryzował szarańczę w swoim traktacie Historia naturalis curiosa Regni Poloniae, Magni Ducatus Lituaniae annexarumque provinciarum:
Locustae, po niemiecku Heuschrecken, po naszemu Szarańcza, są owadami pożerającymi plony i tym podobne, a także wypalającymi ziemię samą swą śliną i dotknięciem. Mają sześć nóg i cztery skrzydła upstrzone licznymi czarniawymi plamkami, które prosty lud bierze za litery. Cechuje je silny i twardy język, a także zęby po obu stronach, którymi jedzą, chrzęszcząc okropnie. […] Zrodziwszy się dopiero co z bagien Meotydy czy innego miejsca są małe i czarniawe, a brak nóg zmusza je do pełzania. Ich mnogość jest zaś zdumiewająca, gdy w bojowym szyku przelatują nad jakimś regionem niczym chmura lub jak mgła osiadają w jakimś miejscu.
Niełatwo oprzeć się wrażeniu, że nowożytni autorzy, tacy jak Jonston czy Rzączyński, z niejaką przyjemnością opisywali w szczegółach wygląd i „uzbrojenie” szarańczy, co rusz przywołując obraz przerażającej chmury insektów krążących ponad polami i przemierzających ogromne dystanse w krótkim czasie. Jakkolwiek pierwszy z autorów przedstawił chronologię co bardziej nieszczęśliwych konfrontacji szarańczy z mieszkańcami Europy Zachodniej, drugi odwołał się do polskiej historiografii, odnotowując podobne historie o spustoszeniach, jakie pozostawiało po sobie to stworzenie (tłumaczenie A.K.):
Jan Długosz podaje w swojej kronice, że w roku 1086 naszły Ruś ogromne ilości szarańczy pożerającej wszelkie plony. Taka zaś jej moc nawiedziła Polskę w roku 1334, według Brietiusa, że latając zasłaniała oczom śmiertelnych słońce, a na ziemi zalegała takimi warstwami, że wyższa była nad końskie kopyta. Spustoszyła wszystko i sprowadziła okrutny głód. […] W roku 1475, jak podaje Maciej Miechowita, w ziemi łęczyckiej i sieradzkiej, a także na Mazowszu, pojawiła się szarańcza długości palca ludzkiego o łbach niczym nietoperz. Zaległa przestrzeń trzech mil długości i półtorej mili szerokości, a tak gęsto, że ledwie się przez nią przedzierały promienie słoneczne. Gdzie osiadła, tam pożerała owoce i drzewa, nie zostawiając na ziemi nic poza brudnym gnojem. W roku 1527 gwałtowniejszy wiatr przyniósł z Turcji roje szarańczy złotego i siwego koloru o poczwórnych skrzydłach. Takoż w roku 1536 wiatr znad Morza Czarnego takie przywiał stada szarańczy na Podole, że pożarły wszystko w promieniu dwudziestu mil […] (G. Rzączyński, Historia naturalis curiosa Regni Poloniae..., Sandomiriae 1721, s. 258-259).
Szarańcza nawiedzała zatem również tereny dawnej Polski, niszcząc wszystko na swojej drodze. A jednak szczególnie interesujące są zwłaszcza ostatnie informacje podawane przez Rzączyńskiego, które plagi tych owadów wiązał z wiatrem wiejącym ze wschodu, zwłaszcza z ziem znajdujących się pod panowaniem osmańskim. Jakkolwiek owady z rodzaju locusta, a zwłaszcza jedyny reprezentujący go gatunek – szarańcza wędrowna (locusta migratoria) – rzeczywiście pochodzą najpewniej z terenów Azji, dla mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej stawały się one znacznie szerszym symbolem tureckiego zagrożenia, które złowrogi wiatr nawiewał od strony Morza Czarnego.
Historia szarańczy, a zwłaszcza jej kontaktów z człowiekiem, zgodnie z opisami, które przedstawiali swoim czytelnikom nowożytni autorzy, była zatem historią nie tyle ciekawości, co strachu. Trudno uznać przedstawicieli rodzaju locusta za stworzenia egzotyczne, a jeśli ich pojawieniu się towarzyszyła fascynacja, wiązała się ona raczej z poczuciem makabry, jaka otacza plagi i katastrofy naturalne aniżeli przyjemnością. Jednocześnie na niesione przez niektóre gatunki zwierząt spustoszenia nakładały się złożone kody kulturowe i wyobraźnia zbiorowa, stereotypowo i negatywnie podchodząca nie tylko do zwierząt, lecz także innych ludzi, jak w traktacie Rzączyńskiego, który w pojawieniu się roju owadów dostrzegał działanie wiejących znad ziem tureckich wiatrów.
Bibliografia:
- Zygmunt Fedorowicz, Fauna Polski w dziełach o. Gabriela Rzączyńskiego T.J. (1664–1737), Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław 1966.
- Jan Jonston, Historiae naturalis de insectis libri III, de serpentibus, draconibus libri II, cum aeneis figuris, impensis Haereditum Merianorum, Francofurti ad Moenum 1653.
- Gabriel Rzączyński, Historia naturalis curiosa Regni Poloniae, Magni Ducatus Lithuaniae XX divisa, Typis Collegii Soc[ietatis] Iesu, Sandomiriae 1721.
Autor:
Albert Kozik