Lew

Jest to gatunek o bodaj najciekawszej interpretacji symbolicznej. Zwierzęta te od starożytności uważano za uosobienie siły i władzy, a także figurę samego słońca, dlatego stały się atrybutem królów. 

Lew pojawia się w wierzeniach wielu ludów Afryki i Bliskiego Wschodu. Już w Fizjologu wczesnochrześcijańskim anonimowym dziele o tematyce przyrodniczej z II-IV wieku, które stało się podstawą wielu późniejszych bestiariuszy, lew uznawany jest za figurę samego Chrystusa z powodu kilku właściwości, które przypisywali temu gatunkowi jeszcze antyczni badacze natury. Przede wszystkim lew wędrując zaciera za sobą ogonem ślady, dlatego trudno go myśliwym wytropić. Zdaniem autorów Fizjologa podobnie działał Chrystus, ukrywając swoją boskość. Z dzieła Pliniusza przeszła także do tradycji chrześcijańskiej informacja o czujności lwa. Śpi on podobno z otwartymi oczyma i zawsze jest czujny jak każdy, kto dba o swoje życie wieczne – każdego dnia spodziewając się Sądu. Jednak najbardziej powszechna była trzecia właściwość tego drapieżnego kota:

Kiedy lwica rodzi młode, rodzi je martwe. Pilnuje potomstwa do czasu, aż jego ojciec przybędzie trzeciego dnia, tchnie w jego oblicze i obudzi młode (Fizjolog, tłum. Katarzyna Jażdżewska, Warszawa 2003, s. 24).

Także według późniejszych źródeł średniowiecznych, lwy rodzą się ślepe i martwe. Dopiero trzy dni po narodzinach ożywia je ryk ojca lub, jak w tej przytoczonej wyżej opowieści, jego oddech. Jest to nawiązanie do zmartwychwstania Chrystusa oraz do mocy jaką dało Jego powstanie z martwych wszystkim wierzącym.

Z lwów także wytwarzano remedia na liczne choroby. Doskonale pokazał to Stefan Falimirz w swoim staropolskim zielniku:

Tłustość lwowa między inszemi nagorętsza jest, przeto też bolączki twarde obmiękcza i otwiera. Też z różana wodą albo z oleykiem zmieszany, skórę na twarzi od wiatru i od wszelkiego urazu zachowawa. Ogorzelinę spędza, a czudność przywracza (S. Falimirz, O ziolach y o moczy gich, Kraków 1534, s. 545-546).

Nie chodziło zatem wyłącznie o zdolności wskrzeszania z martwych. Różne części ciała lwa i jego wydzieliny wchodziły w skład ważnych leków. Także Jan Jonston wskazał na lecznicze właściwości lwich tkanek, prezentując właściwie te same sposoby zastosowania tłuszczu pozyskanego z tych zwierząt. Trzonowiec lwa przywiązany do szyi dziecka podczas ząbkowania miał uchronić je od bólu. Zaś serce tego zwierzęcia, starte na proszek, pomagało epileptykom i chorym na febrę. Smalec wpuszczony do kanału usznego powstrzymywał podobno bóle uszu, a wcierany w kończyny łagodził skutki poparzenia słonecznego. Niektórzy stosowano go na obrzęki i odmrożenia. 

Znaczenie symboliczne jakie przypisywano lwom – interpretowanym jako stworzenia chrystologiczne i solarne, wiązane z temperamentem suchym i gorącym, wpływało na to, że były to najczęściej hodowane dzikie zwierzęta. Już w starożytnej Mezopotamii próbowano czynić to w lwich jamach – specjalnych wybiegach. Prezentowany do dziś w British Museum cykl reliefów obrazuje polowanie na lwy Ashurbanipala, króla Asyrii w latach 668-627 p.n.e., w celu ich schwytania. Jeden z fragmentów płaskorzeźb ukazuje to dzikie zwierzę wiezione w klatce do królewskiego ogrodu w Niniwie. W dobie renesansu, kiedy kształtowało się nowożytne pojęcie menażerii, to Florencja była właściwie głównym dostawcą tego gatunku dla Europy. Lwy sprowadzono do tego miasta z Republiki Weneckiej bardzo wcześnie. Już w 1298 roku mówiło się, że wzniesiona została „nowa lwiarnia”, to znaczy, że przedtem działała w tym miejscu jakaś starsza. Jeszcze dziś uliczka przy Palazzo Vecchio, gdzie trzymano te zwierzęta, nosi nazwę via del Leoni. Lwy florenckie wysyłane były jako oznaka bogactwa i tryumfu rodziny Medyceuszy. Z początkiem XIV wieku było tam w sumie 26 przedstawicieli tego gatunku. W tym czasie zwierzęta te trzymano w Luwrze, Amsterdamie, Antwerpii, Angers, Brukseli, Bruges, Gandawie, Nancy i Turynie. W XV wieku te wielkie koty mieli już w swoich kolekcjach nawet pomniejsi możni Europy. 

Dzięki temu, że zwierzęta te znajdowały się coraz liczniej w menażeriach, zmienił się sposób ich artystycznego przedstawiania. Warto zestawić wizerunki tego gatunku, jakie wykonał Albrecht Dürer. Są to dwa wyobrażenia świętego Hieronima przebywającego w swojej klasztornej celi, któremu, zgodnie z tradycją, towarzyszy to dzikie zwierzę. Historia ta pochodzi ze Złotej legendy Jakuba de Voragine – średniowiecznego zbioru opowieści o świętych. Według niej kulejący lew dotarł do klasztoru, gdzie przebywał Hieronim. Mnisi przerazili się groźnego zwierzęcia i tylko święty podszedł do niego, aby wyciągnąć z jego łapy cierń. Od tego momentu lew nie odstępował go na krok.

Lew na grafice Dürera z 1490 roku ma wydłużone ciało, a jego proporcje są niespodziewanie smukłe. Artysta nie widział wcześniej na żywo tego stworzenia. Swoje wyobrażenie oparł jedynie na rozpowszechnionych wizerunkach lwów, które, jako królewskie i władcze stworzenia, dekorowały liczne herby już właściwie od początku heraldyki w XII wieku. Przyjmowały różne pozycje: kroczące, siedzące lub z uniesionymi przednimi łapami. Zawsze jednak elementem wyróżniającym było smukłe ciało, długi, często rozwichrzony ogon oraz grzywa. Drugie przedstawienie celi Hieronima wykonał artysta w 1511 roku. Tutaj już proporcje zwierzęcia są zdecydowanie bardziej naturalne. Niemieckiemu grafikowi udało się uchwycić drzemiącą w zwojach mięśni siłę, która tu, zgodnie z chrześcijańską wykładnią, stała się potulna wobec autorytetu świętego i emanującej od niego łaski, która uczyniła nawet dziką bestię łagodną. 

W Polsce lew także był zwierzęciem znanym, nie tylko za sprawą ilustracji naukowej lub dzięki opowieściom przekazywanym przez podróżników. Podobnie jak w całej Europie, także w naszym kraju w epoce jagiellońskiej pojawiły się w królewskiej hodowli te dzikie koty. Z roku 1406 zachował się w kancelarii Władysława Jagiełły list Rady miasta Florencji, w którym pojawia się informacja, iż do Krakowa wysłane zostały dwa lwy. W dokumencie tym znajdowały się także wskazówki dotyczące właściwej opieki, pomocnej przy ich rozmnażaniu. Zakładano, iż para lwów pozwoli stworzyć w niedługim czasie całą hodowlę. Tak też się stało – zwierzęta te stały się ważnymi eksponatami kolekcji królewskiej. Lwy zamieszkały na Zamku Wawelskim w Krakowie, w pobliżu baszty Lubranki, a później w osobnym dworze nazwanym Rabsztynem, dlatego że ich hodowla w obszarze zamku stała się zbyt uciążliwa. Podobne lwiarnie posiadali wtedy papieże w Awinionie, dwór aragoński i Krzyżacy w Malborku. We wszystkich hodowano osobniki, które dotarły tam z Florencji. Lwy trzymał także Stefan Batory. 

Lew był zwierzęciem, którego symbolika była znana i popularna, choć często widziano w nim zarówno dobro, znak Chrystusa, jak i zło – czyhające niebezpieczeństwo. Na bordiurze Drzwi Gnieźnieńskich ukazana została owa podwójna interpretacja tego kota: raz jest przedstawieniem władzy i królewskiego majestatu, a raz pożera zabłąkanych wędrowców. 

Bibliografia:

  1. Stefan Falimirz, O ziolach y o moczy gich, Florian Ungler, Kraków 1534.
  2. Fizjolog, przeł. Katarzyna Jażdżewska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2003.
  3. Jan Jonston, Historiae natvralis de quadrvpetibvs [!] libri cum aeneis figuris, impensis haeredum Math. Meriani, Francofurti ad Moenum 1650.
  4. Karol Łukaszewicz, Ogrody zoologiczne. Wczoraj – dziś – jutro, Wiedza Powszechna, Warszawa 1975.

Autor:

Aleksandra Jakóbczyk-Gola